Bartosz Cedzyński: musimy pamiętać, że mamy silnych rywali
Bartosz Cedzyński ma za sobą, jak sam to nazywa, przygodę na pozycji przyjmującego i atakującego. Koniec końców „wylądował” na środku siatki i tutaj znalazł swoje miejsce. W BBTS-ie Bielsko-Biała zadomowił się na dobre i nie zamierza odchodzić dopóki nie zrealizuje swojego celu.
BBTS BIELSKO-BIAŁA: To będzie Twój czwarty sezon w BBTS-ie, jeżeli dobrze liczę?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Szczerze mówiąc to nie pamiętam, pogubiłem się, a to dlatego, że rozstałem się z klubem z Bielska-Białej na cztery miesiące. Pojechałem grać do Czech. Tak na chwilkę, ale szybko wróciłem. Ocknąłem się. Szczerze mówiąc nie pamiętam, który to był sezon. Chyba dwa lata temu. Grałem w klubie Kladno Volejbal.
A ja znalazłam taką perełkę, informację, według której swoją przygodę z siatkówką rozpoczynałeś grając na pozycji przyjmującego. Czy to prawda?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Na pewno nie była to kariera na pozycji przyjmującego. Raczej nazwałbym to przygodą (śmiech), ale to prawda. Byłem też przyjmującym i atakującym. Nie mogłem znaleźć swojej pozycji na boisku. Grając w młodzieżówce w Klubie Sportowym WIFAMA Łódź pojechałem zdawać maturę do Bełchatowa. Tam sobie trenowałem z pierwszym zespołem, jako środkowy. Poziom mój mocno jednak odbiegał od poziomu zawodników pierwszej drużyny Skry Bełchatów, a grały tam prawdziwe gwiazdy. Zniechęciłem się i poprosiłem trenera o zmianę pozycji. Niestety zgodził się i zaczęliśmy czegoś szukać. To grałem na pozycji przyjmującego, to na pozycji atakującego, ale na szczęście wylądowałem ostatecznie na środku (śmiech).
Tym samym udało się znaleźć tę najlepszą pozycję...
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Trochę zbyt późno, ale tak, ostatecznie udało się. Środek to zdecydowanie najlepsze dla mnie miejsce.
Od kiedy w takim razie grasz na pozycji środkowego bloku?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Daj mi chwilę, szybko policzę… Tak na stałe to od 2014 roku.
Pamiętasz może początki swojej przygody z siatkówką?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Oczywiście, że pamiętam. Rodzice zapisali mnie do gimnazjum, gdzie była klasa o profilu sportowym. Kilka dyscyplin było tam połączonych: siatkówka, judo, tenis stołowy, koszykówka, pływanie. Tam się zaczęła cała przygoda. My, jako klasa sportowa mieliśmy więcej lekcji wychowania fizycznego. To były takie pierwsze nazwijmy je „treningi”. Później trener/nauczyciel zapisał nas do klubu WIFAMA. Tam grałem w młodzikach, dalej kadetach i juniorach.
Siatkówka to Twoja pierwsza sportowa miłość, czy wcześniej były inne?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Grałem w piłkę nożną. Chciałem być bramkarzem, ale się nie udało. Ta moja miłość do futbolu trwała całe pięć miesięcy (śmiech).
Tak trochę prywatnie. Masz może jakieś hobby, pasję, które zajmują Cię w czasie wolnym od siatkówki?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Tak, moja rodzina to moje hobby i pasja. Tak na poważnie, to najlepiej relaksuję się przed telewizorem. Lubię, jak chyba każdy, obejrzeć jakiś dobry film albo pograć z przyjaciółmi w gry, w świecie wirtualnym. Niestety my, zawodowi sportowcy tego wolnego czasu nie mamy dużo. Sport, dzieci, rodzina i czas się kończy. Wiem, wiem... jeszcze wędkarstwo. Lubię pojechać na ryby.
W takim razie jak najbardziej lubisz spędzać okres wakacyjny, gdy rzeczywiście masz więcej czasu na odpoczynek, w szczególności na odpoczynek od siatkówki?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: To są te chwile, które uwielbia Alicja, moja narzeczona. Mamy wówczas mnóstwo czasu wolnego. Jak go wykorzystujemy? Często jeździmy w odwiedziny do rodziny. W tym roku byliśmy także dwa tygodnie nad morzem. W czasach „przedpandemicznych”, że tak powiem, lubiliśmy wyskoczyć sobie zagranicę. Na przykład zakochaliśmy się w greckich wyspach. Dodatkowo ja osobiście nie mogę całkowicie odciąć się od sportu, nawet w tym okresie teoretycznie wolnym. Nie mogę pozwolić sobie na kompletne nic nie robienie. Przygotowuję się do przygotowań.
Dwa lata temu na świat przyszła Twoja córeczka, Oliwka. Jak rodzicielstwo zmienia perspektywy?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Ja jestem bardzo szczęśliwym ojcem. Nie wyobrażam sobie życia bez Oliwki. W ogóle nie wyobrażam sobie życia bez mojej rodziny, która jest dla mnie dosłownie i w przenośni wszystkim. Co do Oliwki, to naturalnie trzeba poświęcić jej wolny czas, zresztą jak każdemu dziecku. Rozwija się, uczy coraz to nowych rzeczy, coraz więcej mówi. Wszystko się zmieniło odkąd Oliwka jest z nami. Życie zmieniło się diametralnie. Nie ma już czasu na jakieś inne rzeczy. Czas wolny to czas dla rodziny.
Wkrótce po raz kolejny zostaniesz tatą...
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Za miesiąc urodzi mi się syn. Bardzo się cieszę, że tak to się ułożyło. Zawsze chciałem mieć parkę. Pierwszą dziewczynkę, a drugiego chłopca i tak jest. Przynajmniej ja tak chciałem, Ala może trochę mniej (śmiech). Oczywiście żartuję, cieszy się tak samo mocno jak ja, że drugi będzie chłopiec. Ernest...
Będzie więcej sportowców w rodzinie?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Nie wiem, naprawdę. Nie narzucamy i nie będziemy narzucać. Przyjęliśmy taką taktykę i tego zamierzamy się trzymać. Natomiast widzę już teraz po Oliwce, że jest bardzo wysoka jak na swój wiek. Przerasta rówieśników. Damy im parę możliwości, ale pozwolimy wybrać samodzielnie.
Co jest w Bielsku-Białej, że większość z Was zadomawia się tutaj na dużej?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Jeżeli o mnie chodzi, to spójrz na moją dotychczasową siatkarską karierę. Nie zmieniałem klubów zbyt często. Czuję takie personalne przywiązanie, do herbu, do klubu. Nie jestem typem „wędrownika”. Nie wiem jak to nazwać. Może najlepszym słowem będzie lojalność i przywiązanie. Tutaj mamy na przykład wspólny cel, którego do tej pory nie udało nam się osiągnąć, a fajnie by było to zrobić. Spadliśmy jakiś czas temu z PlusLigi i to brzemię ciągle mi ciąży. Chciałbym zostawić Bielsko tak, jak je zastałem, czyli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Takie mam myśli.
Wspomniałeś o nieosiągniętym celu i siłą rzeczy wracamy do sezonu ubiegłego. Jak myślisz, co wam stanęło na drodze.... oprócz Lublina oczywiście.
BARTOSZ CEDZYŃSKI: To jest sport. Ja szczerze mówiąc bardzo dużo myślałem na ten temat i do tej pory mam żal. jest mi przykro, że tak to się wszystko skończyło. Liczyliśmy na awans. Myśleliśmy, że nie polegniemy i PlusLiga będzie nasza. Stało się jednak, jak się stało i nawet za bardzo nie wiem, co powiedzieć na ten temat. Przykro mi. Ambicje każdy z nas miał wysokie. Woli walki też nie można nam odmówić, bo bardzo chcieliśmy i to było widać. Zwyczajnie chłopaki z Lublina byli lepsi. Nie wygrali z nami raz, zbili nas mocno. W tych meczach nie mieliśmy nawet żadnego punktu zaczepienia. Może, ale powtarzam - może gdyby udało nam się wygrać ten drugi mecz w Bielsku-Białej, to byśmy coś zmienili. Niemniej, jednak my naprawdę wierzyliśmy do samego końca w ten awans. Nie udało się. Chociaż to nie jest właściwe słowo... Sam nie wiem jak to skwitować. Po prostu przegraliśmy w sportowej walce, nikt nie odpuszczał. Każdy z nas chciał wygrać. Walczyliśmy do końca. Może w tym roku? Mam nadzieję, że tak będzie. Skład mamy bardzo mocny. Będziemy ostro trenować. Nie gwarantuję sukcesu, bo tego się zagwarantować nie da, ale walkę mogę obiecać. Tak samo, jak mogę obiecać to, że nie odpuścimy na żadnym etapie.
W drużynie nastąpiły pewne zmiany. Jak na nie patrzysz?
BARTOSZ CEDZYŃSKI: Jedyne co mnie zaskoczyło, to amerykański transfer, bo nic się na ten temat nie mówiło nawet w kuluarach. Ja przynajmniej tego nie słyszałem. Natomiast z tego, co widziałem po parametrach... to są całkiem, całkiem imponujące. Facet jest wyższy ode mnie. Jak na atakującego to może być mocny... 110 kg wagi – kawał „chłopa” (śmiech). Widziałem zdjęcia, materiały wideo. Warunki fizyczne fenomenalne, tylko pozazdrościć. Co do chłopaków, którzy odeszli... Michał Makowski to mój przyjaciel. Przykro mi, że odchodzi, ale życzę mu oczywiście powodzenia. Nie życzę mu awansu, bo to my chcemy awansować, ale drugiego miejsca (śmiech). Słowem w Bielsku-Białej szykuje się bardzo mocny skład, który może powalczyć o awans. Musimy jednak pamiętać, że mamy silnych rywali. Nie tylko my się wzmocniliśmy, ale przeciwnicy też. I nie będą to jedyne dwie ekipy liczące się w stawce, ale z tego co patrzyłem to będzie ich około pięciu. Potrenujemy. Zobaczymy.