Damian Wierzbicki: klub powinien zmienić nazwę na BKS Visła Tie-break Proline Bydgoszcz
Zamiast pływania wybrał trening siatkówki, a teraz jest jednym z najlepszych zawodników w Tauron 1. Lidze Mężczyzn. W wolnych chwilach uwielbia tenis, a całym jego światem jest córka Liliana. Mowa oczywiście o Damianie Wierzbickim, atakującym BKS Visła Proline Bydgoszcz. Z najlepszym atakującym pierwszoligowych rozgrywej w sezonie 2021/2022 rozmawiała Julia Rogowska.
BKS VISŁA PROLINE BYDGOSZCZ: Obecnie prowadzisz w trzech rankingach TAURON 1. Ligi – najlepiej punktujący, najwięcej statuetek MVP i najlepszy atakujący. W minionym sezonie też zdobyłeś najwięcej punktów w lidze i byłeś najlepszym atakującym. Jak Ty to robisz?
DAMIAN WIERZBICKI: No tak się jakoś udaje. Jest to ciężka sytuacja, nie jest to takie proste, żeby wychodziło tak, jak wychodzi. Zależy to też w głównej mierze od tego, że w tym roku gramy wyjątkowo dużą ilość setów. W tym sezonie łatwiej jest być najlepiej punktującym, niż to było w poprzednich latach.
No właśnie, często gracie w tym sezonie tie-breaki, bardzo to jest męczące?
DAMIAN WIERZBICKI: Zaczyna już być, ale zaczęliśmy się śmiać sami do siebie, że klub powinien zmienić nazwę na BKS Visła Tie-break Proline Bydgoszcz. Klub powinien mieć w nazwie Tie-break, bo my je mamy już w naszym DNA. Kibice, którzy przychodzą na nasz mecz muszą być pewni, że będzie to długie spotkanie.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?
DAMIAN WIERZBICKI: Moja przygoda z siatkówką zaczęła się w ten sposób, że bardzo długo trenowałem pływanie i miałem już dość tego sportu. Nie miałem ochoty patrzeć na wodę i na basen, ani w ogóle do niego wskakiwać. Miałem naprawdę już takie obrzydzenie do tego sportu. Postanowiłem więc pójść na jeden z treningów siatkówki w Augustowie. To było chyba w pierwszej klasie liceum. W miarę szybko mi się spodobało, szybko się zaaklimatyzowałem. Zrozumiałem, że dużo fajniej jest trenować w jakiejś grupie, niż pływać samemu, bo było to monotonne i naprawdę ciężkie.
W zespole BKS Visła Proline Bydgoszcz grasz już drugi sezon. Jak to się stało, że trafiłeś do Bydgoszczy?
DAMIAN WIERZBICKI: Po sezonie we Wrocławiu otrzymałem ofertę z Bydgoszczy i postanowiłem, że spróbuje tutaj swoich sił. Były w zeszłym roku perspektywy na awans do PlusLigi. Poza tym, miasto i cała sytuacja związana z treningami i klubem na tyle mi się spodobała, że zdecydowałem się grać tutaj. Chciałem mieć tę stabilizację, żeby móc zostać gdzieś kolejny rok, więc zostałem w Bydgoszczy.
A planujesz zostać tutaj na kolejny sezon?
DAMIAN WIERZBICKI: Ciężko powiedzieć, zależy wszystko jak to się ułoży, ale jak najbardziej mi się tutaj podoba. Całe miasto, cały klub. Także no, moja córka się tu urodziła, więc jest jakoś teraz tak inaczej.
Jaka atmosfera panuje w drużynie?
DAMIAN WIERZBICKI: Atmosfera jest super. Mamy w drużynie taką mieszankę młodych ze starymi dziadkami. To jest taka mieszanka wybuchowa, która jak na razie daje efekty, których, myślę, że przed sezonem, niewielu by oczekiwało.
Miałeś okazję grać z Michalem Masnym razem na boisku, a teraz jest on twoim trenerem. Jak układa Wam się współpraca?
DAMIAN WIERZBICKI: Myślę, że bardzo dobrze. Szybko przeszliśmy z tej stopy, że tak powiem, koleżeńskiej, na stopę zawodnik-trener. Ja mam wielki szacunek do Michala za to co robi i jak prowadzi zespół. Na razie współpraca układa nam się chyba bardzo pomyślnie.
Jak bardzo różni się od siebie Michal Masny trener, a Michal Masny kolega z boiska?
DAMIAN WIERZBICKI: Jest jeszcze bardziej wymagający, jeszcze bardziej zakręcony na punkcie siatkówki niż był wtedy, kiedy był zawodnikiem. Myślę, że poświęca temu jeszcze więcej czasu niż jako zawodnik.
Jakie macie z trenerem cele na ten sezon?
DAMIAN WIERZBICKI: Przed sezonem rozmawialiśmy o tym, że nie ma jakiś konkretnych celów. Fajnie by było wejść do play-offów i coś tam zawalczyć. W tej chwili, cóż, apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia. Kiedy już zaczęliśmy tych meczów coraz więcej wygrywać, no to pewnie fajnie by było żebyśmy znowu powtórzyli przynajmniej ubiegłoroczny sukces.
Teraz takie bardziej ogólne pytanie – co zadecydowało o tym, że grasz na pozycji atakującego?
DAMIAN WIERZBICKI: Urosłem bardzo późno, ale potem, w ciągu jednego roku przybyło mi z osiemnaście centymetrów. Dlatego na początku w ogóle nie wyglądało, że cokolwiek będę grał w siatkówkę. Myślę, że fakt, że jestem leworęczny spowodował, że gram właśnie na tej pozycji. Trenerzy właśnie w tym upatrywali, od samego początku, jakąś odmienność. Wiedzieli, że leworęczny atakujący będzie sprawiał większą trudność przeciwnikowi. Myślę, że w tym bym upatrywał, że gram akurat na tej pozycji, a nie innej.
Niedawno zostałeś ojcem. Jak się odnajdujesz w tej roli?
DAMIAN WIERZBICKI: Świetnie. Na początku bardzo się bałem tego, ale teraz jest to naprawdę coś pięknego. Każdy dzień z córką daje mi wiele radości. Dodaje mi to też więcej motywacji. Wiem, że jest dla kogo dalej trenować.
Truno jest łączyć siatkówkę z ojcostwem?
DAMIAN WIERZBICKI: Na razie nie odczułem tego, gdyż żona bardzo mnie odciąża. Bardzo pomaga mi w wielu rzeczach, zajmowaniu się córką i w tym, żebym nie miał żadnych zakłóceń w treningach. W każdej możliwej wolnej chwili sam ją zmieniam i odciążam. Nie powiem, że wychowywanie córki to same przyjemności, bo jest też wiele obowiązków.
Chciałbyś żeby Twoja córka w przyszłości też była zawodowym sportowcem?
DAMIAN WIERZBICKI: Myślałem o tym, ale myślę, że i tak, i nie. Ciężkie pytanie. Chciałbym, jeśli już byłaby taka możliwość, gdyby pozwoliły finanse i wszystko inne, to chciałbym żeby grała w tenisa, a nie w siatkówkę.
No właśnie. Zacząłeś o tenisie. Wiem, że Ty się nim bardzo interesujesz i chciałam zapytać jak tenis pojawił się w Twoim życiu?
DAMIAN WIERZBICKI: To prawda, tenis jest bardzo ważny w moim życiu. Oglądam praktycznie wszystko, wszystkie mecze jakie są możliwe do obejrzenia. Nie tylko te z największych turniejów, ale z tych mniejszych również. Jakiegoś takiego bakcyla poczułem, nie wiem, bodajże z dziesięć lat temu, oglądając Rogera Federera, albo jeszcze wcześniej Andre Agassiego. Jakoś tak ten sport mnie zaciekawił. Zobaczyłem kilka takich nieprawdopodobnych wymian i pomyślałem sobie, że to coś niesamowitego, że ja potrafię, oglądając mecz i leżąc na kanapie, wstać i złapać się za głowę, że ktoś był w stanie zagrać taką świetną akcję. Jest dla mnie to tak niewiarygodne. Tenis to ciężki i emocjonujący sport. W każdej chwili może się odwrócić wynik, wszystko może się zmienić w ułamku sekundy. Myślę, że to wszystko zaszczepiło we mnie tego bakcyla, że w tej chwili nie opuszczam żadnego meczu.
A poza tenisem jeszcze jakieś sporty śledzisz?
DAMIAN WIERZBICKI: No praktycznie wszystkie po trochu śledzę, ale jeszcze oprócz tenisa to na pewno piłkę nożną, a resztę sportów to tak po łebkach.
Co lubisz robić w wolnym czasie, poza sportem i oglądaniem tenisa?
DAMIAN WIERZBICKI: Oglądać tenisa. No w tej chwili moim nowym hobby stała się Liliana. To dla niej poświęcam cały swój wolny czas. Wcześniej no to był to na pewno jakiś serial na Netflixie lub jakiś film, ale w tej chwili już na to za wiele czasu nie mam, bo w moim życiu jest Liliana.
Czy jest jakaś sytuacja z kibicem, którą wyjątkowo zapamiętałeś?
DAMIAN WIERZBICKI: Kilka takich sytuacji było. Na pewno zdarzali się kibice, którzy naprawdę, w poprzednich latach, potrafili jeździć za drużyną, w której grałem z jednego końca Polski na drugi. Byli na każdym meczu, przynosili zdjęcia, naprawdę sprzed dziesięciu, może piętnastu lat. Pokazywali, że byli tu i tam. Takie sytuacje mają miejsce do tej pory, ale takiej konkretnej, jednej sytuacji to raczej nie mam jakoś w pamięci, nic mi aż tak mocno nie utkwiło. Ja sam w takiej sytuacji, jako kibic, byłem ostatnio. Zrobiłem za dzieciaka zdjęcie, może w wieku dziesięciu lat, z Mariuszem Wlazłym. Ostatnio przyjechał do nas na sparing. Zrobiłem takie samo zdjęcie z nim po około piętnastu latach. Myślę, że ta sytuacja z mojej perspektywy była taka najciekawsza, jako kibica. Miałem możliwość z nim zagrać po tylu latach i pokazać mu to zdjęcie sprzed lat, jak on był jeszcze w reprezentacji. Śmieszna sytuacja.
Jakie jest Twoje siatkarskie marzenie?
DAMIAN WIERZBICKI: Grać jak najdłużej. Być bez kontuzji. I więcej tak naprawdę to nie mam jakiś wielkich marzeń, żeby zdobyć tam jakieś złoto czy coś, już nie wspominając o innych rzeczach. Na pewno chciałbym, jeśli nadarzyłaby się taka okazja, żeby w końcu z tej pierwszej ligi awansować z jakimś klubem do PlusLigi.
Fajnie by było, gdyby udało się to z Bydgoszczą. Teraz przejdę do takich szybkich pytań, załóżmy. Zacznijmy od: Gdybym nie był siatkarzem, byłbym…
DAMIAN WIERZBICKI: Byłbym… hm… ciężkie pytanie. Byłbym może jakimś… Też pewnie coś związanego ze sportem, może jakimś menadżerem, kierownikiem drużyny. Myślę, że mimo wszystko dalej ciągnęłoby mnie do sportu.
Ale do siatkówki konkretnie, czy do jakiegoś innego?
DAMIAN WIERZBICKI: To już obojętnie, w każdym razie sport. Gdyby nie siatkówka to może byłoby to dalej pływanie. Też tak można odpowiedzieć, ale cieszę się, że tak nie jest.
Po zakończeniu kariery planuję…
DAMIAN WIERZBICKI: To pytanie zadaje mi wiele osób, jeszcze nie mam sprecyzowanych planów. Nie myślę o tym, na razie żyję z dnia na dzień i być może kiedyś przyjdzie mi o tym pomyśleć, ale nie zawracam sobie tym teraz głowy.
Będę o tym pamiętać, kiedyś znowu zadam Ci to pytanie. Wolisz trening czy siłownię?
DAMIAN WIERZBICKI: Kiedyś na pewno odpowiedziałbym, że siłownię, a teraz odpowiem, że chyba trening.
Wolisz mecz u siebie czy na wyjeździe?
DAMIAN WIERZBICKI: U siebie.
Odpoczynek po sezonie: w domu czy na wyjeździe?
DAMIAN WIERZBICKI: W domu, zdecydowanie. Zawsze jadę do Augustowa, tam odpoczywam całe wakacje.
Jednym zdaniem – jak zachęciłbyś młodych ludzi do rozpoczęcia swojej przygody z siatkówką?
DAMIAN WIERZBICKI: Róbcie to, co będzie sprawiać Wam przyjemność.
I ostatnie pytanie – jaką radę dałbyś młodszemu sobie?
DAMIAN WIERZBICKI: Damian – nigdy się nie poddawaj.