Kamil Kosiba: zagraliśmy swoje
Polski Cukier Avia Świdnik pokonał plusligowy Ślepsk Malow Suwałki 3:1 (25:21, 25:23 , 21:25, 25:22) i awansował do 1/8 finału TAURON Pucharu Polski.
– Zaryzykowaliśmy na zagrywce i trzeba przyznać, że siedziała nam ona jak nigdy na naszej hali. Odrzuciliśmy rywali od siatki i pograliśmy trochę blok obrona. Wiedzieliśmy, że to jedyna szansa, by postawić się Ślepskowi, który ma w swoich szeregach klasowych zawodników. Z powodu urazu nie mogliśmy liczyć na Mateusza Rećkę, a kontuzji nabawił się także Bartek Żywno, więc przez trzy sety graliśmy bez nominalnego atakującego. To zwycięstwo cieszy, bo po niedawnych niepowodzeniach wielu ludzi nas skreślało, hejtowało, a my pokazaliśmy, że ciężką pracą jesteśmy w stanie przeciwstawić się każdemu i grać fajną siatkówkę. Wydaje mi się, że Ślepsk nas nie zlekceważył. Wyszli najmocniejszą szóstką, a my, tak, jak mówiłem „kopnęliśmy zagrywką”, graliśmy u siebie, niesieni dopingiem kibiców. Zagraliśmy swoje i możemy się cieszyć, że w styczniu będziemy kontynuować przygodę z pucharem i znów grać z drużyną z Plus Ligi – powiedział Kamil Kosiba.
Przyjmujący Avii został też zapytany, czy na podstawie dwóch ostatnich spotkań (telewizyjny z Lechią i pucharowy z plusligowcem) można sądzić, że drużynie brakowało wcześniej nieco motywacji.
– Myślę, że nie. To jest nasza praca, kochamy to i nie potrzebujemy motywacji, by grać i wygrać. Oczywiście potrzebowaliśmy zwycięstwa po meczu w Głogowie, gdzie w sumie też nie zagraliśmy źle, ale przez dobrą grę Chrobrego nie wywieźliśmy stamtąd kompletu punktów. Cieszymy się, że zakończyliśmy rok dwoma zwycięstwami i z nadzieją czekamy na nowy – dodał przyjmujący.
– Nie mieliśmy nic do stracenia. Zagraliśmy na luzie, a Suwałki, mimo że wyszły pierwszą szóstką, to były jakoś dziwnie spięte. Możliwe, że myśleli, że to się samo wygra, że to tylko pierwsza liga. Choć nie sądzę, bo wielu z nich grało w pierwszej lidze i wiedzą jak ona się zmieniła w ostatnich latach. Nasze założenie było jedno – iść i kopać zagrywką. Wiedzieliśmy, że to jedyna szansa. Jak damy im piłkę, to zrobią sobie konkurs gwoździa. To nam się udało. Mówiłem chłopakom, że pograją w tym meczu wszyscy i tak też było. Jedyne czego szkoda to, że ten duży sukces przyćmiła kontuzja Bartka Żywno, która prawdopodobnie jest bardzo poważna. To przytłumiło naszą radość – podsumował trener Witold Chwastniak.