Kamil Maruszczyk: liga pokazuje, jak ważna jest atmosfera w zespole
Ścisła czołówka najlepiej punktujących i serwujących w lidze, a do tego pozycja jednego z liderów zespołu. Kamil Maruszczyk we Wrocławiu czuje się jak ryba w wodzie. Pierwszoligowe realia to jednak „styl życia”, który co kolejkę dawkuje się w praktyce – zwłaszcza będąc w to przedsięwzięcie – bezpośrednio zamieszanym. - Liga pokazuje, jak ważna jest atmosfera w zespole - powiedział przyjmujący wrocławskiej drużyny.
KS GWARDIA WROCŁAW: Wygrana ze Ślepskiem to był najlepszy mecz Gwardii w tym sezonie?
KAMIL MARUSZCZYK: To był świetny mecz całej drużyny. Nawet pierwszy, przegrany set, był mimo wszystko dobrym w naszym wykonaniu. Nie było paniki, że przegraliśmy partię i zwycięstwo wymyka nam się z rąk. Wiedzieliśmy, że gramy naprawdę dobrą siatkówkę i przegraliśmy przez serię rywala na zagrywce. Gdyby nie to, mogliśmy rozstrzygnąć to szybciej. Cieszymy się jednak z sukcesu, wygrana za komplet punktów w Suwałkach jest bardzo cenna.
Dodatkowo chcieliście się zrewanżować za porażkę na inaugurację przed własną publicznością. Siedziało to w głowie?
KAMIL MARUSZCZYK: Po pierwszym meczu z tym rywalem na Krupniczej, mieliśmy duży niedosyt. Ta porażka była typowo na nasze życzenie. Ja sam zepsułem wtedy z 6-7 zagrywek. Kwestia grania u siebie pierwszego meczu, trochę nas przytłoczyła. Gdybyśmy zagrali tak samo wtedy, jak w Suwałkach, wynik byłby na pewno taki sam albo jeszcze lepszy dla nas. Zapytałem siedząc przy kawie, już podczas pobytu na Suwalszczyźnie, Kubę Nowosielskiego, czy wziąłby jeden punkt za porażkę 2:3 ze Ślepskiem na ich terenie…
Co odpowiedział?
KAMIL MARUSZCZYK: Stwierdził, że nie - chciał więcej. Czuł, że ten zespół jest do ogrania. I faktycznie, miał rację. Dodatkowo fajnie się złożyło, że cała Polska mogła zobaczyć, że Gwardia gra świetnie zespołowo. Transmisja telewizyjna akurat z tego meczu była w naszym wypadku strzałem w dziesiątkę.
Półmetek fazy zasadniczej przekroczony. Jakieś zaskoczenia?
KAMIL MARUSZCZYK: Liga pokazuje, jak ważna jest atmosfera w zespole. Jasne, liczą się indywidualności, ale wystarczy spojrzeć na wyniki, żeby znaleźć potwierdzenie dla tego, co powiedziałem. Ślepsk wygrywa z Nysą, po czym przegrywa z nami, wcześniej nie radzi sobie z AGH. Września, skazywana trudną walkę o miejsce w ósemce, jest bardzo wysoko. Byłem zaskoczony też postawą Kluczborka w meczu z nami, gdzie trudno było tego meczu nie wygrać, a przecież skład mają naprawdę ciekawy. Ale widać, że od wyjazdu do Wrocławia ruszyli i coś tam się poprzestawiało na plus. Tę ligę charakteryzuje wysoki poziom wolicjonalny.
Gwardię gdzie postawiłbyś w szeregu?
KAMIL MARUSZCZYK: Jeżeli wszyscy jesteśmy zdrowi, mamy za sobą solidny tydzień treningów, to możemy wygrać z każdym. Dlatego z optymizmem czekamy na play-off, który mam nadzieję, czeka również na nas. Sądzę, że zrobimy wszystko, żeby się dostać do tego etapu, mamy dobrą pozycję wyjściową. Na kogo się jednak nie trafi w fazie play-off, nie ma to właściwie większej różnicy, bo będą to trudne mecze. Przed spotkaniem z Suwałkami byliśmy na 7 miejscu, a potrafiliśmy ograć bez większych problemów wyżej notowanego rywala. Ważne, żeby mieć w play-off komfort grania u siebie dwóch pierwszych spotkań. Choć przyznam, nie do końca nawet wiem, jaki jest układ w przypadku tego sezonu.
Pierwsza runda do trzech wygranych meczów. Niedociągnięcia ligi są odczuwalne?
KAMIL MARUSZCZYK: Traktuję to w kategoriach ciekawostek. Krzysztof Stelmach w poprzednim sezonie słusznie powiedział, że w play-off były cztery fazy i każdą grało się na innych zasadach. Nie wiem po co tak komplikować sprawę. Inna rzecz, zastanawiam się też, czemu ta liga tak pędzi? Faza zasadnicza kończy się w lutym, a siatkarze mają kontrakty do końca maja. Dla polskiej siatkówki chyba lepiej jest, żeby krajowe rozgrywki trwały jak najdłużej. Żeby ta przerwa miała 3-4 miesiące, to zupełnie wystarczający czas na odpoczynek.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to…
KAMIL MARUSZCZYK: Oczywista sprawa, jasne. Jeśli chcemy faktycznie zabrać się za profesjonalizację rozgrywek, bo dla przykładu fajnie, że widać nas w telewizji, to warto też zadbać o sam system ligi. Spojrzałem na terminarz, w styczniu – po okresie świąteczno-noworocznym – gramy 6 meczów ligowych. Uważam, że faza zasadnicza powinna trwać do końca marca, w kwietniu play-off i w maju finałowe granie. Z pierwszej ligi raczej nikt do reprezentacji swojego kraju wśród seniorów, powołany nie będzie. Okej, może niektórym obecny układ z dłuższym odpoczynkiem pasuje, ja jednak nie zaliczam się do tych siatkarzy. Chciałbym, żeby kiedyś zostało to wyjaśnione siatkarzom, podobnie jak i kibicom, dlaczego tak gramy.
Przed meczem ze Ślepskiem Gwardia miała serię czterech meczów bez wygranej na wyjeździe. Leżało to na wątrobie?
KAMIL MARUSZCZYK: Tak. W hali Gwardii czuliśmy się dużo pewniej, podchodząc do kolejnego, ligowego meczu z trochę innym nastawieniem. Ten obiekt jest specyficzny, wszyscy to wiedzą, więc trudno rywalowi było wskoczyć na swój normalny poziom gry. Zwycięstwo w Suwałkach cieszy zatem podwójnie. Dodatkowo jest taka zależność, że jeśli ruszamy na mecz dzień przed, mamy ku temu warunki, to na trzy takie przypadki, trzy razy wygraliśmy: w Kielcach, Bielsku i teraz, na drugim końcu Polski. To jest ciekawa statystyka. Wiadomo, nie przegrywamy specjalnie na wyjazdach, kiedy jedziemy w dniu meczu, ale wszystko ma swój wpływ na późniejszy wynik. Liga jest na tyle wyrównana, że takie przygotowanie organizacyjno-mentalne, odgrywa bardzo dużą rolę.
Indywidualnie radzisz sobie bardzo dobrze w tym sezonie. Lubisz sprawdzać rankingi?
KAMIL MARUSZCZYK: Najważniejsze jest wygranie meczu. Przykład, spotkanie z Nysą. Dostałem nagrodę MVP, chyba nigdy nie czułem się tak zażenowany, jak wtedy. Uważam, że jak ktoś psuje 7 zagrywek na 11, to nawet będąc jednym z najlepiej punktujących, dostając takie wyróżnienie, jest to niewdzięczna sprawa. To był dla mnie policzek, patrząc na wynik meczu. Wiadomo, rankingi są fajne, dobrze, że tak to wygląda na poziomie pierwszoligowym. Mogę mieć z tego powodu satysfakcję, ale dużo ważniejsze są momenty, kiedy kończysz spotkanie mając poczucie, że wygrał cały zespół – jak w meczu z Suwałkami. Indywidualna radość nijak się ma w porównaniu do sukcesu, który osiąga się wspólnie, dokładając kolejne punkty do tabeli.