KFC Gwardia Wrocław: Kartka z kalendarza - Ostatnie złoto Gwardzistów
Okres bez ligowego grania to czas, który można odpowiednio spożytkować. Będziemy do Was zaglądać z cyklem "Kartka z kalendarza", przybliżając dzieje wrocławskiej siatkówki, w której GWR funkcjonuje od 1948 roku. Prezentujemy kolejny odcinek - odcinek#7 - Ostatnie złoto Gwardzistów!
Sezon 1981/82 był trzecim i ostatnim w dziejach klubu, kiedy siatkarze sięgnęli po tytuł mistrzowski. Zespół jeszcze raz udowodnił, że nieprzypadkowo cyklicznie ogrywał Legię przez poprzednie dwie edycje rozgrywek o mistrzostwo Polski.
Zwycięstwo rzutem na taśmę w Krakowie i spalony beret szkoleniowca wrocławskiej drużyny odcisnął się mocno w pamięci trenera Wagnera. Jak wiadomo, przegrywać bardzo nie lubił. Cóż jednak z tego, skoro w kolejnych latach to „Kat” odnosił sukcesy. Gwardia po trzecim tytule z rzędu nie mogła za to odpowiednio „skonsumować” swojego krajowego sukcesu na arenie międzynarodowej.
Stan wojenny to była jedna strona medalu. We Wrocławiu niezależnie od panującej sytuacji politycznej, można było mówić o prawdziwym siatkarskim „dream teamie”. Coś jednak pękło i zwycięska karta odwróciła się od wrocławian. Na pytanie o gwardyjski „dream team” – jak na polskie warunki – odpowiada rozgrywający złotego pokolenia wrocławskiej siatkówki: – Faktycznie tak było. Choć przyznam, żałuję, że nie zdobyliśmy pięciu tytułów z rzędu. Trzy razy wygraliśmy mistrzostwo Polski, a w kolejnych dwóch latach kończyliśmy rozgrywki jako wicemistrzowie. Mieliśmy szansę zapisać się na kartach historii jak Kędzierzyn-Koźle czy Bełchatów. Trochę żałuję, bo dwukrotnie przegraliśmy mistrzostwo z Legią Warszawa, którą dwa razy z rzędu pokonaliśmy w finale – wspomina po latach Ireneusz Kłos.
Wydaje się, że to często od współpracy „Dzidka” z Jaroszem zależało, jaki wynik osiągnie zespół. Siła tamtej Gwardii opierała się w znacznej mierze na tej współpracy, choć błędem byłoby napisanie, że dwójka ta miała wyłączność na kreowanie gry we wrocławskiej ekipie. „Uwielbiałem grać z Maćkiem – mówi Kłos. – Świetny w przyjęciu, jeszcze lepszy w ofensywie. W końcówkach wiedziałem, że mnie nie zawiedzie. Obojętnie czy wstawię mu na pojedynczy, czy podwójny blok. Mieliśmy taki umówiony znak, na który wystawiałem mu piłkę w siatkę, a on zawsze potrafił ją przepchnąć na drugą stronę. Nigdy nie przegrywał takich przepychanek na siatce.”
Złota drużyna z 1982 roku prezentowała się następująco: W. Baranowicz, M. Ciaszkiewicz, M. Jarosz, I. Kłos, L. Łasko, B. Marszałek, K. Olszewski, Z. Barański, B. Mielnikiewicz, S. Skup, T. Swędrowski, M. Karpienko, W. Kuncewicz, T. Żmich, J. Żytko oraz trener W. Pałaszewski.
Na zdjęciu, od lewej: Ireneusz Kłos, Maciej Jarosz, Władysław Pałaszewski oraz Lech Łasko. Zdjęcie zrobione, rzecz jasna, w hali przy ulicy Krupniczej (wtedy ulica Nowotki).