Kluczowe tygodnie na horyzoncie
Dokładnie 3 sierpnia ruszają przygotowania siatkarzy KFC Gwardia Wrocław do nowego sezonu. Rozgrywki TAURON 1. Ligi Mężczyzn zapowiadają się interesująco, ale zanim zostanie przecięta wstęga, przez Gwardzistami… sporo roboty. Nie tylko o obowiązkach okresu przygotowawczego opowiada trener Krzysztof Janczak.
KFC GWARDIA WROCŁAW: Zadowolony z budowy zespołu?
KRZYSZTOF JANCZAK: Pod względem siatkarskim i mentalnym dobraliśmy solidną drużynę. Jednak nie tylko ja jestem jej autorem. Sporo dyskutowaliśmy, zarówno w sztabie, z Pawłem Siezieniewskim. Również z zarządem, mocno zaangażowanym, a dodatkowo przeliczającym pomysły na złotówki, dając możliwości do działania. Zdecydowanie to była praca zespołowa.
Lista siatkarzy, których chciałeś mieć w drużynie, była długa?
KRZYSZTOF JANCZAK: Trochę tych nazwisk było, przyznaję. Przykładowo, na pozycji przyjmującego początkowo było wpisanych około trzydziestu nazwisk. W końcu zamknęliśmy się na dziesięciu i później już było łatwiej, o ostateczne ustalenia. Paweł Siezieniewski przy tych rozmowach spełniał bardzo ważną rolę. To znana postać w środowisku i zupełnie inaczej przebiegały negocjacje, kiedy trafia się na takiego człowieka, z nazwiskiem.
Był jakiś klucz do ułożenia takiego składu?
KRZYSZTOF JANCZAK: Dwie składowe. Umiejętności i podejście mentalne. Ze mną nie pracuje się łatwo, muszę to przyznać, dlatego w drużynie potrzebni byli siatkarze, którzy nie pękają. Droga do sukcesu bywa bardzo wyboista. Nie przepadam za ludźmi, którzy tylko przytakują, nie dając czegoś od siebie. Celna kontra, wypunktowanie czegoś istotnego, cenię takie zachowania. Z jednym, małym zastrzeżeniem… Nie możemy takich dyskusji prowadzić w trakcie treningu. Co do budowy drużyny, mieliśmy też kilka transferowych strzałów, które nie były do końca planowane, ale akurat dobrze się ułożyło w danym momencie. Takim przykładem jest Bartek Pietruczuk. Rozmawiałem z nim w poprzednim sezonie o przenosinach do Wrocławia. Wtedy nie do końca było jednak wiadomo, na ile będziemy sobie mogli finansowo pozwolić, dlatego po ludzku, rozeszliśmy się w swoje strony. Zrobiliśmy to jednak jak należało, dzięki czemu za drugim podejściem mogliśmy rozmawiać już w innej atmosferze, operując konkretami. Sam siatkarz dostał też pozytywne sygnały odnośnie realiów panujących w naszym klubie. Kolejna sprawa, trzon zespołu. To dla mnie bardzo ważne, że został zachowany.
Trzon, czyli fundament.
KRZYSZTOF JANCZAK: Dokładnie. To również ukłon w stronę siatkarzy za pracę, jaką wykonali. Nie z wszystkimi mogliśmy być dalej w jednym zespole, ale na pewno każdemu należy się podziękowanie za całokształt, jaki stworzyliśmy w poprzednim sezonie. Jaką siatkarze byli grupą, jak reagowała na ich grę publiczność, w jaki sposób prezentowali się również poza boiskiem, biorąc udział w wielu aktywnościach, związanych chociażby z marketingową stroną klubu.
Kto z „nowych” zapowiada się na największego zadziorę?
KRZYSZTOF JANCZAK: Trudno powiedzieć. Z nowymi siatkarzami będziemy się dopiero poznawać. Myślę, że licząc od sierpnia, pierwsze trzy miesiące wspólnej pracy będą czasem, w którym obie strony rozczytają się już odpowiednio dobrze. Na teraz mogę bazować na tym, co zobaczyłem na materiałach wideo oraz opiniach ze strony byłych trenerów naszych nowych nabytków. A to są pozytywne sygnały. Inaczej nie wylądowaliby w Gwardii.
Młodzi siatkarze dostaną swoje szanse, czy to jednak głównie kurtuazja?
KRZYSZTOF JANCZAK: U mnie nie ma pojęcia pierwszej i drugiej szóstki. Kto lepiej prezentuje się treningach, ten po prostu gra. W poprzednim sezonie takim przykładem młodego siatkarza był Kacper Wnuk, który dostał swoje szanse do gry i je w większości wykorzystał. Teraz przeniósł się do beniaminka z Białegostoku i tam powinien również zebrać ważne, ligowe doświadczenie. A kto wie, może kolejnym krokiem będzie ponowne zejście się naszych dróg? Różnie w życiu bywa. Młodzi siatkarze ze składu na sezon 2020/21 będą na pewno naciskać. Kiedy dostaną szansę i ją wykorzystają, to jestem przekonany, że ich ambicja będzie odczuwalna wśród tych najbardziej doświadczonych w kadrze. Mogłem się przyglądać naszej młodzieży w maju, kiedy razem trenowaliśmy. Sądzę, że złapali moje spojrzenie na treningi i jeśli dalej będą tak mocno pracować, drzwi do miejsca na boisku, są jak najbardziej otwarte.
Dlaczego obóz akurat w Borowicach, skąd pomysł na to miejsce?
KRZYSZTOF JANCZAK: Cisza i spokój, klasyczny koniec świata. Jak chcesz gdzieś dalej dojechać, to trzeba wziąć taksówkę, więc trener jest o tym odpowiednio wcześniej poinformowany. Alternatywą jest wycieczka przez góry ale to wyprawa, która zakończyłaby się zapewne nad ranem. Zatem nie polecam takiego rozwiązania! A tak serio, krajobraz, góry, cisza i czas, który możemy poświęcić na pracę. Niczego więcej nam nie potrzeba.
Jak to będzie wyglądać w praktyce?
KRZYSZTOF JANCZAK: Rano układ siłowy, pewnie wyjście w góry, albo działanie siłowe w wodzie. To jest idealne rozwiązanie na podbudowę części motorycznej do sezonu. Popołudniu za to zajęcia w hali. I wieczorem podobnie. Od czterech lat jest w Borowicach nowy obiekt, zatem mamy na miejscu to, czego potrzeba. Zajmiemy się techniką, układami ze skakaniem, systemami bloku, bloku-obrony, asekuracji. Dwa razy dziennie będziemy pracować z piłkami.
Słyszałem jednak, że na obozie najważniejsze jest ognisko.
KRZYSZTOF JANCZAK: Wiem co masz na myśli i zgadzam się, na pewno jest ważne. Integrację można jednak rozumieć na dwa sposoby. Ta przy ognisku, z symboliczną odrobiną piwka. Ale jest też ta związana z pomaganiem sobie, kiedy panowie będą wbiegać pod górę. Można też integrować się poprzez obgadywanie trenera, jaki to nie jest zły i właściwie, to nie zna się na swojej robocie. Generalnie, do wyboru, do koloru… Chciałbym jednak, żeby ludzie w zespole się dogadali i nie było podziałów. Funkcjonująca całość, to idealny scenariusz. Drużyna musi się poznać. Rozmawiać ze sobą zarówno w obecności trenera, jak i kiedy go nie ma w pobliżu. Ważne jest stworzenie zespołu, który nie pęknie w tych najtrudniejszych chwilach sezonu.
Kiedy chciałbyś, żeby drużyna zaczęła pokazywać efekty okresu przygotowawczego?
KRZYSZTOF JANCZAK: Patrząc na poprzedni sezon, powinienem sobie przede wszystkim życzyć kompletu porażek w sparingach. Wtedy w lidze ruszymy jak trzeba i będziemy się rozkręcać z tygodnia na tydzień. A już nie żartując, wiadomo, nikt nie lubi przegrywać. Mamy jednak swoje założenia i gramy po to, żeby zrealizować plan zakładany na dany sparing. Odejść od schematu, spróbować czegoś zupełnie innego, przetestować. Z takim nastawieniem nie sposób jest uniknąć dużej liczby błędów. Inna sprawa to rozmiary przegranych setów. Co innego przegrać 10:25, po bezbarwnej postawie. Kiedy jednak schodzisz pokonany po walce, na przewagi, do 25 czy 26, to paradoksalnie może przynieść więcej korzyści, niż gdybyś gładko wygrał daną partię. Szukając terminu do odpowiedzi na to pytanie, jedno jest pewne. Chcemy pokazać efekty naszej pracy w pierwszym meczu TAURON 1. Ligi Mężczyzn. Zaczynamy u siebie z Krakowem i na pewno będziemy chcieli wygrać na start we Wrocławiu. AGH to trudny rywal, ale mamy swoje cele i chcemy zacząć je realizować od pierwszej kolejki.
Co do realizacji, szykujesz coś nowego w grze zespołu?
KRZYSZTOF JANCZAK: Na pewno nie działam tak, żeby co roku powtarzać wytarte schematy, nawet jeśli się sprawdziły. Trzeba udoskonalać systemy działania, bo konkurencja nie śpi, a różnice w poszczególnych meczach mogą być naprawdę minimalne. Ja sam nie mam wyłączności na nowinki. Przykładem niech będzie Adrian Mihułka, który w trakcie sezonu wprowadził kilka ciekawych zachowań boiskowych. Ja się z tym zgadzałem i to rzeczywiście wypaliło. To była inspiracja dotycząca innego ustawienia w przyjęciu pod konkretnych siatkarzy. Nie jest tak, że tylko trener zna się na siatkówce i nikogo więcej nie słucha. Wierzę, że mamy zespół inteligentnych ludzi, którym będę starał się pomóc. Siatkarze mają wykonywać coś, co potrafią robić od lat. To świadomi ludzie, którzy dobrze wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć.
Zastanawiam się nad rolą zupełnie nowego duetu rozgrywających. To najbardziej wrażliwa pozycja w perspektywie funkcjonowania drużyny. Masz obawy?
KRZYSZTOF JANCZAK: Niejednokrotnie mówiłem, że bardzo dobrze współpracowało mi się z Kubą Nowosielskim i Łukaszem Sternikiem. Pierwszy wywalczył sobie miejsce w szóstce, a „Steru” pracował mocno na treningach i dawał dobre zmiany. Tak szczerze, obawiam się meczu z Mickiewiczem Kluczbork, bo Łukasz trochę nas jednak zna… Na pewno trzeba będzie przygotować nowe rozwiązania, ale spokojnie „Steru”, będziemy gotowi! Teraz na rozegraniu mam dwóch nowych facetów. Nie mogę powiedzieć, że jestem w stu procentach pewien, co i jak będą grać w trakcie sezonu. Rozmawialiśmy jednak i mam przekonanie, że Mateusz i Paweł, to pracowici goście. Powinniśmy mieć z tej dwójki na rozegraniu sporą pociechę. Obawy to normalna rzecz, zależy mi na tym, żeby zespół grał dobrze i ciągle się rozwijał.
A te przedsezonowe dywagacje, miejsce Wrocławia wśród czterech najlepszych drużyn? Jak na to spoglądasz?
KRZYSZTOF JANCZAK: Na papierze sporo wiadomo, ale jeszcze nie było takiego sezonu, żeby… papier coś wygrał. Cieszę się, że szykuje się wyrównana walka o punkty, będzie spore pole do analizy. Reszta to już boisko. Sądzę, że szybko kilka zespołów przekona się, jak trudna jest nasza liga.