Oleg Krikun: dziwny był tylko język...
Po czterech latach spędzonych w Bielsku-Białej Oleg Krikun przenosi się do Arki Tempo Chełm, by zagwarantować miejscowej drużynie awans do TAURON 1. Ligi. - Zdecydowałem, że przeprowadzka do Chełma będzie w tym momencie najlepszym krokiem dla mnie – mówi Krikun. - Nie wyjeżdżam jednak dzisiaj stąd raz na zawsze. To nie jest koniec. Może wrócę. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
BBTS BIELSKO-BIAŁA: Po czterech sezonach opuszczasz szeregi BBTS Bielsko-Biała i przenosisz się do Arki Tempo Chełm. Skąd taka decyzja?
OLEG KRIKUN: No cóż. Zadzwonili do mnie z Chełma, złożyli propozycję i... tak jakoś wyszło. Pewnego dnia zadzwoniłem do prezesa Mirosława Krysty. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy dokładnie.
W pewnym momencie pojawił się jednak temat Arki. Prezes spytał mnie, czy dzwonił do mnie menadżer Bolesław Grzyb. Powiedziałem, że nie dzwonił i spytałem o co chodzi. Prezes powiedział, że dzwonił do niego mówiąc, że ma dobrą ofertę dla mnie. Na tym się rozmowa skończyła. Kilka dni później zadzwonił do mnie jednak wspomniany powyżej menadżer z wiadomością, że ma dla mnie intratną propozycję z Chełma. Przekazał mi wszelkie informacje na temat Arki. Dowiedziałem się, że jest to klub z II ligi, który chce awansować do TAURON 1. Ligi i szuka zawodników, którzy byliby im w stanie ten awans wywalczyć. Na początku nie chciałem wziąć udziału w tym projekcie, a dokładnie powiedziałem, że najpierw muszę porozmawiać z moim prezesem na ten temat. Zadzwoniłem do Pana Krysty, on mi przekazał kilka poufnych informacji, o szczegółach których nie mogę mówić. Zaznaczył, że decyzja należy tylko i wyłącznie do mnie. Rozmowy, negocjacje trwały około dwóch tygodni. Ostatecznie zdecydowałem, że najlepszym krokiem dla mnie, w tym momencie, będzie przeprowadzka do Chełma.
Cztery lata temu podpisałeś swój pierwszy kontrakt z klubem BBTS Bielsko-Biała. Pamiętasz swoje początki na Podbeskidziu?
OLEG KRIKUN: Oczywiście, że pamiętam (śmiech). Tego nie da się zapomnieć. Po pierwsze to był mój pierwszy kontrakt zagraniczny, trafiłem do zupełnie obcego kraju, z zupełnie obcym językiem. Wszystko było dla mnie dziwne, nowe. Na szczęście trafiłem do drużyny, gdzie grali bardzo fajni siatkarze. W pewien sposób zaopiekowali się mną. Pomogli, wszystko pokazali. Jeszcze u siebie, w Rosji, w Kaliningradzie, gdy tylko podpisałem kontrakt w Polsce zapisałem się na kurs językowy. Trzy razy w tygodniu przez okres dwóch miesięcy uczyłem się waszego języka. Przyjechałem. Dużo rzeczy byłem w stanie zrozumieć, gorzej szło mi mówienie po polsku. Z czasem jednak, przy pomocy chłopaków z drużyny, zacząłem opanowywać język polski coraz lepiej – pytałem o każdy wyraz, o każde słowo. W ciągu dwóch, trzech miesięcy zacząłem używać nieco bardziej płynnie języka polskiego. Poza tym w Polsce okres przygotowawczy do sezonu nieco różni się od tego w Rosji. U nas poświęcamy więcej uwagi sile, mocy. W waszym kraju trenerzy bardziej skupiają się na technice i taktyce. Zaczęły się rozgrywki i nie mogę powiedzieć, że ten pierwszy sezon był udany. Nie był, bo spadliśmy z PlusLigi. Zabrakło nam kilku wygranych meczów. Skończył mi się kontrakt, który podpisałem tylko na okres jednego roku. Pojechałem do domu. Zabrałem wszystkie swoje rzeczy. Po kilku tygodniach zadzwonił do mnie Pan Bogdan Lindert z informacją, że klub chciałby, abym podpisał nowy kontrakt. Porozumieliśmy się i podpisaliśmy nową umowę. Graliśmy w 1. Lidze. Wydawało się, że mamy szansę na powrót do PlusLigi, a przynajmniej na to, by zagrać w finale. Dla mnie jednak było chyba zbyt intensywnie - za dużo ataków, za dużo treningów i skończyło się to dla mnie kontuzją barku. Musiałem pauzować kilka tygodni, a drużyna przegrała w ćwierćfinale z zespołem z Suwałk. Skończyliśmy rozgrywki na 5 miejscu. Przedłużyłem kontrakt na rok, a potem na kolejny. Jednym słowem w Bielsku-Białej było bardzo fajnie. Wszystko mi się tutaj podoba.
Po przyjeździe do Polski coś Cię zaskoczyło, pozytywnie lub negatywnie? Coś czego się mimo wszystko nie spodziewałeś?
OLEG KRIKUN: Raczej nie. Znałem Polskę, bo byłem tutaj niejednokrotnie już wcześniej, tylko, że w celach turystycznych. Mieszkam w Kaliningradzie, a to bardzo blisko granicy z Polską – blisko Gdańska, Elbląga. Przejście graniczne znajduje się w odległości 30 km drogi od mojego domu. Przed wybuchem pandemii bardzo często jeździliśmy z żoną do Polski, na przykład na zakupy - tutaj jest dużo taniej, niż w Rosji. Nic więc mnie specjalnie nie zaskoczyło. Dziwny był tylko język. Kilku słów było mi naprawdę bardzo ciężko się nauczyć, zapamiętać.
Podpisując pierwszy kontrakt w Polsce spodziewałeś się, że tak długo tu zabawisz?
OLEG KRIKUN: Nie, tego się absolutnie nie spodziewałem. Myślałem o tym, chciałem zostać tu na dłużej. I tak właśnie się stało. Zostałem troszeczkę dłużej (śmiech) i fajnie, bo naprawdę bardzo mi się w Polsce podoba. Czasami, jak patrzę na ligę rosyjską to włącza mi się takie nostalgiczne myślenie, że chciałbym tam wrócić. Z drugiej strony, jak przypominam sobie, o której godzinie trzeba wstawać, by jechać na mecz wyjazdowy - podróżować najpierw autobusem, potem samolotem... Jest ciężko. W Polsce wsiadamy do autokaru i w ciągu trzech do pięciu godzin jesteśmy na miejscu. Ogólnie podejście do siatkówki jest tutaj inne. Myślę, że lepsze niż u nas.
Co dał Ci klub BBTS Bielsko-Biała jako zawodnikowi, sportowcowi?
OLEG KRIKUN: Znalazłem się w drużynie, w szczególności w pierwszym sezonie, z chłopakami starszymi ode mnie i to od nich nauczyłem się takiego normalnego życia. Mówiąc natomiast o rzemiośle czysto siatkarskim, to kilku trenerów tutaj miałem i od każdego z nich czegoś ciekawego się nauczyłem. Dojrzałem jako zawodnik. Nauczyłem się kilku nowinek technicznych i taktycznych. O klubie nigdy nie powiem złego słowa. Dla mnie zawsze BBTS robił wszystko. Ja starałem się odpowiedzieć tym samym – walcząc zawsze do końca.
Za czym będziesz tęsknił najbardziej, czego Ci będzie najbardziej brakowało?
OLEG KRIKUN: Najbardziej będę tęsknił za samym miastem. Będzie mi brakowało gór. Bardzo lubiliśmy z żoną nasze górskie wędrówki. Bielsko-Biała to piękne miejsce. Zobaczymy co nam przyniesie przyszłość. Może tutaj wrócę. Nie wyjeżdżam dzisiaj stąd raz na zawsze. To nie jest koniec. Może wrócę. Zobaczymy.
Który z tych czterech sezonów najbardziej utkwił Ci w pamięci?
OLEG KRIKUN: Każdy sezon był tym, w którym chciałem zagrać na maksa. Dać z siebie sto procent. Pierwszy sezon na zawsze pozostanie już w mojej pamięci jako ten przegrany, kiedy to spadliśmy z PlusLigi. Było kilka spotkań, które mogliśmy wygrać, bo prowadziliśmy po 2:0, a ostatecznie przegrywaliśmy. Efekt to spadek i kilka punktów, których nam zabrakło do utrzymania. Drugi sezon zapisał się w mojej pamięci jako ten z bardzo dużą liczbą treningów. Spędzaliśmy na hali niesamowite ilości godzin. Koniec końców przydarzyła mi się ta kontuzja, o której wspomniałem wcześniej i zabrakło nas w finale. Sezon trzeci to sezon pandemiczny. Mieliśmy niesamowicie dużą szansę na powrót do elity. Jasne, nie wiadomo kto by awansował ostatecznie - Nysa, Lublin, który też grał dobrze czy my. No i sezon ostatni. Graliśmy bardzo dobrze, walczyliśmy, a jednak nie postawiliśmy tej przysłowiowej kropki nad ”i”.
Mimo, że jesteś obcokrajowcem nawiązałeś świetny kontakt z Klubem Kibica...
OLEG KRIKUN: Nie wiem, jak to się stało. Nie robiłem nic nadzwyczajnego. Starałem się jedynie pokazać siebie zawsze z najlepszej strony, zwłaszcza na parkiecie. Zawsze starałem się dawać z siebie wszystko tak, by kibice byli zadowoleni z naszych meczów. Siatkówka to święto dla fanów. Oni przychodzą na spotkania, by popatrzeć na nas zawodników i na to jak gramy. Chcą widzieć, że walczymy, nie odpuszczamy. Może dlatego mnie tak polubili. Starałem się trzymać z nimi kontakt i czasem iść pooglądać ich pojedynki, gdy grali np. towarzyskie turnieje w lidze amatorskiej.
Chciałbyś na koniec dodać coś od siebie?
OLEG KRIKUN: Tak, chciałbym podziękować wszystkim razem i każdemu z osobna. Dziękuję wszystkim w BBTS Bielsko-Biała. Dziękuję każdemu z członków sztabu szkoleniowego. Dziękuję wszystkim chłopakom. Dziękuję za przyjęcie mnie do klubu, do drużyny. Dziękuję za te wszystkie lata. Przeżyliśmy razem dużo. Upadaliśmy i wstawaliśmy. Dziękuję Klubowi Kibica, który cały czas nas wspierał i cały czas w nas wierzył. Mam nadzieję, że tu wrócę i znowu powalczę dla klubu z Bielska-Białej. Oczywiście cały sezon będę trzymał kciuki za BBTS. Będę oglądał mecze, będę kontaktował się z chłopakami. Może nawet uda mi się „wpaść” na jakiś meczyk. Zobaczymy. Dziękuję.
W Ratuszu odbyło się spotkanie władz Miasta z Olegiem Krikunem. W imieniu Prezydenta Jarosława Klimaszewskiego Olega, który przez cztery lata był czołowym zawodnikiem i podporą naszej drużyny, pożegnał jego zastępca Piotr Kucia.