Piotr Szlęzak: przyjechaliśmy walczyć o złoto
Reprezentacja Polski U22 dzięki zwycięstwom nad Serbią i Austrią awansowała do półfinału rozgrywanych w Tarnowie mistrzostw Europy. - To był nasz mały cel i został osiągnięty. Plan jak dotąd jest bardzo dobrze realizowany. Teraz będziemy walczyć o złoto, bo po to tutaj przyjechaliśmy – powiedział po meczu z Austrią Piotr Szlęzak, który to spotkanie zakończył asem serwisowym.
Przyjmujący Legii zagrywką punktował również dzień wcześniej, w starciu z Serbią posłał asa tuż po wejściu na parkiet. Pytany o tę bardzo dobrą dyspozycję na zagrywce Szlęzak podkreślił, że w na hali w Tarnowie czuje się znakomicie.
- Publiczność naprawdę dodaje tutaj dużo energii. Są oklaski, owacje, ludzie bardzo mocno kibicują, hala jest super. Nie ma tu nic na minus. Cieszę się, że kibice są zainteresowani siatkówką, przychodzą, po meczu zbierają podpisy i zdjęcia. Dla nas jest to bardzo miłe i w takiej atmosferze tutaj na hali gra się super – stwierdził.
Komplementował też drużynę rywali. - Myśleliśmy, że będą grali bardziej asekuracyjnie i nie siądą na nas tak, jak siedli. Ale widać było, że chłopaki przyjechali tutaj się bawić. Na boisku po prostu cieszyli się z gry. Dziś nie poszło po ich myśli, ale i tak brawa dla nich, że urwali dwa sety Francji.
Biało-Czerwoni w trzech meczach zgromadzili na swoim koncie siedem punktów i zajęli drugie miejsce w grupie. Wyprzedzili ich Francuzi. Trójkolorowi wprawdzie zdobyli punkt mniej, ale wszystkie trzy mecze grupowe wygrali. W sobotnich półfinałach zmierzą się oni z Turcją, natomiast podopieczni trenera Daniela Plińskiego zagrają z Włochami.
- Jeżeli tak organizator zadecydował, to my musimy się po prostu dostosować. Myślę, że i Włochy, i Turcja mają swoje plusy i minusy. A jeżeli chce się być mistrzem, to trzeba umieć wygrywać ze wszystkimi – skomentował system klasyfikowania drużyn w tabeli Bartosz Gomułka.
Nasi siatkarze podkreślają, że starcie z Italią będzie dla nich okazją do rewanżu za porażkę w półfinale ubiegłorocznych mistrzostw świata. W Cagliari Polacy - osłabieni brakiem kontuzjowanego Michała Gierżota - po pasjonującej walce ulegli rywalom dopiero w tie breaku. Liderem Włochów był wówczas Alessandro Michieletto, którego w Tarnowie nie ma.
- Role się odwróciły. Ostatnio my nie mieliśmy czołowego zawodnika, teraz oni nie mają czołowego zawodnika. Właściwie to wtedy na mistrzostwach świata zabrakło nam dwóch czołowych zawodników. Kuba Czerwiński na tamtej imprezie również wychodził w pierwszym składzie, jednak przez ból barku nie mógł wystąpić w meczu półfinałowym. Zobaczymy, co się stanie teraz. Mamy dzień przerwy, trochę czasu na regenerację i w sobotę dajemy z siebie wszystko - powiedział Gomułka, który dobrze pamięta tamto spotkanie.
Drugi atakujący naszej kadry w meczu z Austrią po raz pierwszy dostał od trenera szansę pokazania się na parkiecie w dłuższym wymiarze. Zagrał całego trzeciego seta, zdobył 7 punktów – 6 atakiem (60 proc. skuteczności) i 1 zagrywką. - Grało mi się wspaniale przy tak bardzo dużej publiczności. Czuć było, że niosą nas jak siódmy zawodnik na boisku. Dziś po raz pierwszy wszedłem na atak i wydaje mi się, że wszedłem trochę sparaliżowany tą publicznością, ale później już poszedłem „na fali”. - powiedział po meczu Gomułka.
Dodał, że kibice Legii Warszawa, w której rozegrał miniony sezon, również słyną z żywiołowego dopingu, jednak pojemność hali przy Niegocińskiej nie może się równać z Areną „Jaskółka” w Tarnowie. - Jednak hala „troszkę” większa, na Legii mogło się zmieścić około pięćset osób. Myślę że tutaj przyszło grubo ponad cztery tysiące kibiców. Naprawdę jesteśmy dumni z naszego narodu, że tak licznie przychodzą i dopingują. Nikt tu nie siedzi i się nudzi, tylko wszyscy naprawdę żyją tym meczem. To jest coś pięknego – Bartosz Gomułka podkreślał znakomitą atmosferę w tarnowskiej hali.
Warto dodać, że młodzi polscy siatkarze po każdym meczu pięknie rewanżują się kibicom za ten fantastyczny doping i budują z nimi coraz silniejszą więź. Zostają na hali bardzo długo, rozdają autografy, podpisują czapki, szaliki, koszulki, flagi, stają do zdjęć i selfie. Nikomu nie odmawiają, czym zyskują jeszcze większą sympatię. Ta nagła popularność to dla nich również nowość. - Parę zdjęć wcześniej było, ale nigdy w życiu nie rozdawałem autografów. Nie mam nawet swojej parafki! - śmiał się zaskoczony Gomułka. - Podpisuję się po prostu całym nazwiskiem – dodał.