To już jest koniec
KS Gwardia bez zwycięstwa w fazie play off sezonu 2018/19. W ostatnim podejściu, w rywalizacji o 7. miejsce, Gwardziści przegrali dwa mecze w Siedlcach, nie zdobywając choćby seta. Nagrody MVP spotkań, dwukrotnie trafiła w ręce tego samego siatkarza. To atakujący KPS Siedlce, Marcin Iglewski. Tym samym pierwszoligowe granie skończyło się 7 kwietnia, na 8. miejscu w ligowej stawce.
Do Siedlec wrocławianie pojechali z kiepsko wyglądającym bilansem 0-5 po dwóch fazach play off. Na miejscu czekał jednak zespół z podobnymi, o ile nawet nie większymi, problemami. Do tego KPS i KS Gwardia do weekendowego grania przystępowały zdziesiątkowane. Ostatecznie gospodarze dwumeczu pierwszego dnia mieli do dyspozycji 8, a drugiego, 9 siatkarzy. Za to trener Leszek Mazur nie mógł skorzystać z Łukasza Sternika i Mateusza Śnieżka. Ta dwójka nie pojechała do Siedlec. Nie było również sensu ryzykować zdrowia Kamila Maruszczyka i Arkadiusza Olczyka, będących w kadrze meczowej. Obaj mają bowiem małe, ale dające się we znaki, problemy związane z wcześniejszymi urazami.
Czego zabrakło, żeby wygrać w Siedlcach? Pierwszego dnia Gwardzistom uciekły końcówki w pierwszym i trzecim secie. Zwłaszcza szkoda tego ostatniego, kiedy w górze były piłki setowe na 1:2. Drugiego dnia za to siatkarze z Wrocławia mieli już kilkupunktową przewagę, której nie potrafili dowieźć do szczęśliwego końca. I znowu, zostały momenty, które niestety, nie zatarły ogólnego wrażenia. Szkoda również serii przegranych, która urosła do stanu 0:7, na końcu rozgrywek. Z bilansu zwycięstw i porażek, po rundzie zasadniczej 16:10, skończyło się zatem na 16:17.
Różnych rozwiązań, na ile pozwalały realia, próbował trener GWR. Drugiego dnia swoją szansę dostał np. libero Bartłomiej Dzikowicz, który zagrał na przyjęciu – jak jeszcze kilka sezonów wstecz – grał, czy to we Wrocławiu, czy w Wałbrzychu. W obu meczach szansę dostał również Filip Lebioda, w wyjściowym ustawieniu w niedzielę zaczął Daniel Fijałka. Gimnastyki ze składem było sporo, ale… taki to też moment sezonu i sama „stawka”.
- Chłopaki z drużyny wiedzą, że ciągnie mnie do gry na przyjęciu. Jak tylko jest taka okazja, jestem pierwszy w kolejności, który chce pomóc drużynie, również w takim wydaniu. Wtedy czuję siatkówkę w pełni. Szkoda tylko, że skończyło się porażką. Kończymy sezon z lekkim niesmakiem. Z jednej strony, okej, utrzymaliśmy się spokojnie w lidze, meldując się w najlepszej ósemce. Ten cel, podstawowy, został zatem już dawno osiągnięty. Osobiście uważam, że stworzyła się drużyna, po której początkowo nie do końca było wiadomo, czego się spodziewać. Stworzyliśmy jednak grupę, z którą przyjemnie gra się w siatkówkę. Niestety, złapaliśmy trochę czkawkę w sezonie. Inna sprawa, ten dwumecz w Siedlcach, to dziwne granie, kiedy z tyłu głowy właściwie nie grasz o nic konkretnego. Chociaż skoro już wychodzimy na boisko, to powinniśmy się utrzymać jakiś swój poziom – mówi Dzikowicz.
Wrocławianie kończą sezon z bilansem 10 zwycięstw i 5 porażek u siebie. W delegacji, Gwardziści wygrali 6 spotkań, a przegrali 12. Teraz przyjdzie czas na podsumowania i analizę, co działało, a co – niekoniecznie – w układance sportowej oraz organizacyjnej. Jedno, co warte podkreślenia, to sytuacja związana ze zmianą pierwszego szkoleniowca. Trzeba przyznać, moment dla młodego Mazura, trudny. Od starcia z finalistą, Stalą Nysa, przy stanie 0:1, a później, granie o miejsca 5-8, gdzie z poziomem gry, bywa – mówiąc oględnie – bardzo różnie.
- Takie granie jest cholernie ciężkie. Trudno znaleźć motywację, sądzę, że w podobnym tonie – zespoły z Wrocławia, Częstochowy, czy Bielska – by się wypowiedziały. Choć wiadomo, gramy dla kibiców, ciężko jest się zebrać. Co do samej Gwardii, cieszę się z powrotu tego klubu do 1. Ligi. Muszę przyznać, że jest bardzo dobre zdanie o tej drużynie wśród ligowców. Nie do końca było wiadomo, czego się spodziewać po tym zespole, czy odpali od razu, czy będzie takim „późnym składakiem”, jak Kluczbork. We Wrocławiu od początku było fajne granie, później lekka zacinka, która nie pozwoliła wejść do play-off z 5-6 miejsca. A to było osiągalne i kto wie, co by było, gdyby Gwardia uniknęła Nysy. Dlatego wiadomo, skończyło się jak skończyło, ale głowa do góry, bo to dopiero pierwszy sezon po powrocie. A chciałbym, żeby wróciły czasy, kiedy na Wejherowskiej, w Orbicie, zespół gra o poważne cele. Mówię tu o awansie do PlusLigi, nie czarujmy się, o środek tabeli we Wrocławiu nie ma się co bić – skomentował rozgrywający KPS, wywodzący się z Dolnego Śląska, Krzysztof Antosik.
Dlatego właśnie czas na chwilowe lizanie ran po serii porażek i myślenie, o dalszych perspektywach. Których we Wrocławiu, chociażby patrząc na siatkarskie tradycje, z pewnością nie brakuje. Za to sezon 2018/19, w pamięci pozostanie, ze względu na emocjonalny kołowrotek.