Tomasz Wasilkowski: ogromnie wierzę w tych chłopaków
Sezon 2019/20 nie jest łatwy dla drużyny Exact Systems Norwid Częstochowa. Na jedenaście rozegranych meczów zespół wygrał tylko w czterech spotkaniach. Jedenaście punktów, które zgromadzili do tej pory częstochowianie plasują ich 11. miejscu w tabeli. W ostatnim meczu przegrali przed własną publicznością z MCKiS Jaworzno 0:3.
- Mecz z MCKiS Jaworzno był takim momentem, gdy zaczęliśmy wracać do tego, do czego nie chciałbym wracać, czyli starych nawyków. Czy jestem z tego zadowolony? Nie. Ale z drugiej strony rozmawialiśmy z chłopakami, co robimy z Pucharem Polski, gdzie czekała nas gra w Nysie. Jak przejdziemy jest kolejny trudny przeciwnik, a liga jest ważniejsza - jest priorytetem. Ale ciężko jest powiedzieć młodej drużynie, żeby odpuściła. To moja odpowiedzialność, muszę ją wziąć, chociaż to nie jest proste, bo wolałbym przegrać ze Stalą, a mieć wygrane z MCKiS-em, czy Gwardią albo chociaż jakikolwiek punkt. Jednak to byłoby nieuczciwe w stosunku do ludzi, którzy są w klubie, sponsorów, którzy ciężko pracują i dzielą się z nami pieniędzmi. Próbowaliśmy, w momencie braku treningu znowu się cofnęliśmy - powiedział Tomasz Wasilkowski, trener exact Systems Norwid.
I dodał - Są pewne rzeczy w pracy trenera, których kontrolować nie można. Mam ogromną wiarę w tych chłopaków, mimo że są młodzi. Żartowaliśmy nawet z sędziami w Bielsku-Białej, że Siergiej Kapelus dłużej gra w siatkówkę, niż moi niektórzy zawodnicy żyją. To wszystko wymaga czasu. Wszystko jest procesem. To jest duże ryzyko, wzięcie dużej liczby młodych zawodników. Gdybym miał jednego doświadczonego zawodnika na boisku, który zdobywa punkty, pewnie byłoby teraz łatwiej. Jednak patrzę na to, co jest w perspektywie trzyletniej. Byłem uczciwy przy podpisywaniu kontraktu. Powiedziałem, że pierwszy rok będzie dla nas bardzo ciężki. Będziemy walczyć o play off, bo sobie nie wyobrażam, żebyśmy powiedzieli, że odpuszczamy. Jednocześnie jesteśmy świadomi tego, że może być o nie ciężko. Jednak nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie walczyli, nie rozwijali grupy. Indywidualnie zawodnicy w statystykach są lepsi, niż w zeszłym roku, ale może w tej grupie z tym potencjałem, to może być maks całej grupy. Pozostaje nam pracować. Martwiłbym się, gdyby było gorzej na treningach, gdyby relacje były złe, nie było realizacji tego co potrzeba, ale my czasami przegrywamy w jednym ustawieniu. Leci kilka piłek, głowy idą w dół. Czasami, krótko mówiąc muszę zrobić z siebie idiotę, rzucę czymś, podniosę głos tak, że cała hala słyszy, ale nie ma w tym wszystkim przypadku. Jeżeli zna się grupę i wie jak reaguje, takie rzeczy czasami są potrzebne.
Wydawało się, że zwycięstwo ze Stalą Nysa S.A. w 2. rundzie Pucharu Polski doda pewności siebie siatkarzom Norwida Częstochowa i będzie motorem napędowym do kolejnych zwycięstw. Tak się jednak nie stało.
- Moja praca to ciągłe zastanawianie się, szukanie przyczyn i zależności. Też myślałem, że mecz pucharowy ze Stalą Nysa nam pomoże. Dużo rzeczy się ustabilizowało. Był taki moment, że na pięć meczów wygraliśmy cztery. Natomiast stała się rzecz, której się bałem, a miałem cichną nadzieję, że się nie stanie. W ciągu ostatnich pięciu tygodni na 50 możliwości odbycia jednostek treningowych, my odbyliśmy 12 pełnych jednostek. Mecze wyjazdowe wiążą się z tym, że jedzie się, wraca czasami o 1-2 w nocy. Zawodnicy muszą odpocząć. Nie ma możliwości treningu. Jeżeli popatrzymy na PlusLigę, to niektóre zespoły mają ogromne problemy, żeby złapać rytm, chociaż są bardziej doświadczone. Dla mnie to ogromna przyczyna. To, że nie mogliśmy trenować sprawiło, że zamiast utrzymać ten rytm zaczęliśmy go tracić - podkreślił szkoleniowiec.
Już w środę częstochowianie rozegrają kolejny mecz wyjazdowy. W Głogowie zmierzą się z miejscowym SPS Chrobrym w zaległym spotkaniu 2. kolejki KRISPOL 1. Ligi Mężczyzn. W sobotę natomiast zespół czeka wyjazd do Kluczborka.
- Teraz rzeczywistość wygląda tak, że we wtorek wyjechaliśmy o 8 rano do Głogowa. Po meczu wracamy ponad 300 km. W czwartek zrobimy siłownię, w piątek do południa trening, w sobotę mecz wyjazdowy. Czy wygraliśmy na wyjeździe? Nie. To teraz mogę zapytać, co mam zrobić? Nic, kontynuować pracę. Po ostatnim meczu przeciwko jaworznianom dostałem informację od chłopaków - trenerze, proszę się nie przejmować, wiemy co mamy robić, gdy to ustabilizujemy i to zagramy, to będzie dobrze. Kierunek jest dobry i nie chcemy nic zmieniać - takie dostałem wiadomości. Oczywiście to jest miłe, ale to tylko wiadomość. Pytanie, co mogę zmienić... - wyznał Wasilkowski.
I dodał - W swoim życiu przegrywałem, bo zostałem dwa razy zwolniony z pracy, ale w ostatnich czterech latach miałem cztery medale, z czego trzy jako pierwszy trener i w zeszłym roku mistrzostwo jako drugi. Staram się dzielić z innymi moimi wartościami. Nie sztuką jest wyjść na imprezę do miasta, gdy się wygrywa. Przegrałem mecz, jestem ubrany w najlepszy garnitur, najlepszą koszulę, żeby przyjść do państwa, to moja rzeczywistość. Nie mogę ubrać się w bluzę z kapturem, siedzieć skulony tylko dlatego, że przegraliśmy. Tak, przegraliśmy, tłumaczę się z tego, to jest moja praca, ale to część życia. Moglibyśmy zrobić konferencję, gdy wygrywamy, ale mamy swój plan, swoje wartości, które chcemy realizować. To, że przegrywamy to moja wina, bo nie wytrenowałem ich jeszcze na tyle, żeby mogli wygrywać. Biorę za to pełną odpowiedzialność, ale czy mam się czuć z tego powodu źle? Nie. Szczerze, dla mnie nie ma znaczenia, co mówią inni. Ważne co ja uważam na ten temat. Ważne, co zawodnicy myślą o tym, gdzie jesteśmy i co robimy. To jest kluczowe, a jeżeli ktoś będzie chciał dołożyć, zawsze może. Jestem od tego, żeby te ciosy przyjąć, taka jest moja rola.
W dalszym ciągu Exact Systems Norwid Częstochowa ma szanse na grę w fazi play off. W sobotę zostanie rozegrany ostatni mecz pierwszej części rundy zasadniczej, ale przed zespołami jeszcze cała druga część tych rozgrywek, czyli kolejne trzynaście szans na wywalczenie cennych punktów. Wszystko jest możliwe i nikt nie stoi na straconej pozycji.
- Powiedziałem wprost – panie prezesie, jeśli uznacie, że dla drużyny, rozwoju klubu potrzebna jest zmiana, potrzebny jest inny impuls, proszę to zrobić. To nie chodzi o moje ego, o to, że mam się kurczowo trzymać posady, jest coś ważniejszego – projekt, który chcemy zorganizować. Jeśli będę miał zaszczyt zrobienia go do końca i awansowania, to będę przeszczęśliwy. To znaczy, że to, co założyłem działa. Zwolnienie jest częścią pracy trenera. Jeżeli raz się to przejdzie, to człowiek przestaje się tego bać - zakończył Wasilkowski.