Z ziemi polskiej do węgierskiej
Wiosną tego roku węgierski klub Vegyész RC Kazincbarcika podpisał porozumienie o współpracy z dwoma polskimi drużynami – PGE Skrą Bełchatów oraz pierwszoligowym Tauronem AZS-em Częstochową. Szkoleniowcem zespołu jest dobrze znany w Częstochowie Marek Kardos, a od nowego sezonu szeregi mistrza Węgier zasili młody polski przyjmujący, Hubert Mańko.
PZPS.PL: W ostatnim sezonie reprezentowałeś barwy Tauronu AZS-u Częstochowa - jak wspominasz ten okres? Dlaczego zdecydowałeś się na zmianę?
HUBERT MAŃKO: W Częstochowie spędziłem tak naprawdę nie tylko ostatni sezon, ale i trzy poprzednie. To były cztery naprawdę dobre dla mnie lata, zaczynałem tu od juniorskiej siatkówki, gdzie wspólnie z trenerem Wojciechem Pudo pracowaliśmy nad przestawieniem mnie z pozycji atakującego na przyjęcie. Uważam, że całkiem nieźle nam się to udało, i choć był to żmudny proces i trener nie raz musiał wysłuchiwać moich narzekań, to myślę, że to był jeden z najważniejszych momentów w całej mojej przygodzie z siatkówką, bo na pozycji atakującego zapewne wiele bym nie ugrał. W AZS-ie 2020 uwierzyłem, że naprawdę mogę grać w siatkówkę, pierwszy sezon był niesamowity, wygraliśmy osiemnaście spotkań z rzędu, a w fazie play-off nawiązaliśmy niezłą walkę z Bydgoszczą. Niestety, później przyszedł ten nieszczęsny sezon, kiedy przegrywaliśmy mecz za meczem, a naszym celem stała się walka o utrzymanie w lidze, choć jeszcze przed startem rozgrywek mieliśmy zupełnie inne plany. Ten sezon, choć trudny, tak naprawdę też wiele mnie nauczył, w szczególności pokory i tego, że w sporcie nie zawsze się wygrywa. Nie sposób też nie wspomnieć, że w Częstochowie były ogromne problemy organizacyjne i finansowe, o czym przede mną mówiło już wielu zawodników. Zaległości finansowe były jednym z głównych powodów, przez które zdecydowałem się opuścić AZS – jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja miała miejsce, bo wszyscy wiemy jak bardzo utytułowanym klubem jest Częstochowa.
W przyszłym sezonie zagrasz w zespole mistrza Węgier – Vegyész RC Kazincbarcika. Skąd pomysł na tak niecodzienny kierunek?
HUBERT MAŃKO: Czy Węgry to siatkarsko egzotyczny kierunek? Na pewno tak, ale jednocześnie jest on dla mnie bardzo ciekawy. Wiem, że węgierska siatkówka stale się rozwija, mój nowy klub gra w europejskich pucharach, jest pięciokrotnym mistrzem kraju. Mam nadzieję, że w tym roku razem z zespołem uda nam się obronić tytuł, zdobyć Puchar Węgier, po który nie udało się siegnąć w minionym sezonie, a być może nawet ugrać coś w rozgrywkach europejskich. Do Kazincbarciki trafiłem dzięki trenerowi Wojciechowi Pudo, który polecił mnie Markowi Kardosowi, a ten po obejrzeniu wideo postanowił zaprosić mnie na trzy dni na Węgry. Z tego, co przez ten krótki okres mogłem zaobserwować, mogę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem poziomu organizacyjnego i sportowego klubu. Teraz nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko czekać na rozpoczęcie sezonu i pierwsze mecze!
Czego spodziewasz się po sezonie spędzonym na Węgrzech? Co chciałbyś dzięki niemu osiągnąć? Kazincbarcika to pięciokrotny mistrz kraju, ale mimo wszystko siatkówka stoi tam jednak na trochę niższym poziomie niż w Polsce.
HUBERT MAŃKO: Przede wszystkim spodziewam się tego, że wrócę do Polski jako lepszy siatkarz. Dla młodego zawodnika praca z tak doświadczonym trenerem jak Marek Kardos to wielkie wyróżnienie. Jeżeli chodzi o poziom ligi, to uważam, że na świecie tak naprawdę tylko liga włoska i rosyjska mogą konkurować z polską, zatem rozgrywki każdego innego kraju zawsze będą nieco odstawały poziomem. Nie uważam jednak, żeby wyjazd na Węgry miałby być dla mnie krokiem w tył, wręcz przeciwnie – myślę, że wyciągnę z niego bardzo dużo, a doświadczenie, które tam zdobędę, zaowocuje w poźniejszych latach mojej siatkarskiej przygody. Moim celem będzie oczywiście zdobycie trofeum – w końcu gra się po to, żeby wygrywać. Po zakończeniu sezonu chciałbym powiesić sobie kolejny medal na ścianie i za kilka lat móc mile wspominać ten okres.
Sprawdzisz na własnej skórze czy Polak i Węgier to rzeczywiście dwa bratanki?
HUBERT MAŃKO: Zdecydowanie tak! Jadę tam całkowicie sam, więc będe się aklimatyzował zupełnie od zera. Na początku na pewno będzie mi trochę dziwnie, że nie będę znał języka i będę się mógł komunikować tylko w języku angielskim, ale z czasem się przyzwyczaję. Z poznawaniem nowych osób nigdy nie miałem żadnych problemów, więc liczę, że to również będzie dla mnie ciekawe doświadczenie, a to dobrze znane wszystkim przysłowie dodatkowo ułatwi mi nawiązanie nowych znajomości z Węgrami.
Skoro poruszyłeś kwestię języka, to o nią też muszę zapytać – planujesz rozpocząć naukę węgierskiego?
HUBERT MAŃKO: Przyznam szczerze, że pomimo spędzenia w Kazincbarcice całych trzech dni, jak na razie nie znam po węgiersku jeszcze żadnego słowa (śmiech). W rozmowie nie byłem w stanie wyłapać żadnego kontekstu, bo nic nie brzmiało znajomo ani z niczym mi się nie kojarzyło. Uważam jednak, że każdy obcokrajowiec grający w danym państwie, powinien nauczyć się chociaż kilku podstawowych zwrotów, chociażby z szacunku do kraju, w którym może się prezentować na boisku. Ze swojej strony mogę obiecać, że na pewno się postaram!
Dla węgierskiego środowiska siatkarskiego najważniejszym wydarzeniem są obecnie zbliżające się wielkimi krokami mistrzostwa Europy kobiet, które odbędą się między innymi w Budapeszcie. Planujesz obejrzeć któreś ze spotkań na żywo?
HUBERT MAŃKO: Jeżeli tylko będę miał okazję się wybrać, to na pewno to zrobię. Oczywiście mam nadzieję, że to nasze reprezentantki odegrają w tym turnieju kluczową rolę, ale jako zawodnik węgierskiego klubu nie będę miał nic przeciwko, jeżeli drugie miejsce zajmą Węgierki i im też będę kibicował. Swoją drogą uważam, że organizacja mistrzostw to znakomity pomysł, dzięki któremu można spopularyzować siatkówkę w tym kraju. Turniej takiej rangi przyciągnie z pewnością wielu kibiców, nie tylko z Węgier, ale i z całej Europy, a być może nawet z całego świata.
Trwa okres wakacyjny – na zakończenie zapytam zatem: jak spędzasz urlop?
HUBERT MAŃKO: Okres wakacyjny jest dla mnie zawsze takim momentem, kiedy w zaciszu domowym, w swoich rodzinnych stronach, mogę odpocząć fizycznie i całkowicie zresetować głowę. Jednak ten błogi czas dobiegnie końca już jedenastego sierpnia, bo właśnie wtedy rozpoczynamy przygotowania i wracamy do ciężkiej pracy. Na razie przygotowuję się do tego okresu na siłowni i sporo biegam. Staram się nie spędzić całego urlopu na leżeniu, bo z doświadczenia wiem, że aktywność podczas wakacji może mieć duże znaczenie podczas trwania sezonu.